Relacje z wyjazdów

Przeżyjmy to jeszcze raz...

Vis jak to vis, tradycyjnie

Vis jak to vis, tradycyjnie

Wielu z nas ma pewne miejsca do których wraca. My jako rodzinna Hydrozagadka tez mamy takie miejsce, które musimy odwiedzać przynajmniej raz w roku. To nasz magiczny Vis.

Wielu z nas ma pewne miejsca do których wraca. My jako rodzinna Hydrozagadka tez mamy takie miejsce, które musimy odwiedzać przynajmniej raz w roku. To nasz magiczny Vis. Tam jeździmy nurkować, ale poza tym to również pewne dostanie mistyczne. Oczyszczamy umysł, zostawiamy troski i smutki i przez cały tydzień ładujemy akumulatory. Skutkiem ubocznym ładowania akumulatorów są naładowane brzuchy. Pyszne jedzenie, doskonałe wino plus obowiązkowe wizyty na lodach mają swój oddźwięk później w dodatkowych kilogramach.

No cóż, jesteśmy w stanie znieść te trudy pobytu. W tym roku dość kameralną ekipą udaliśmy się do naszej „mekki” w Komiży. Sami doświadczeni nurkowie, a w związku z tym miejsca nurkowe stały przed nami otworem. Dodatkowo, całą grupą mogliśmy odwiedzać prawie wszystkie miejsca nurkowe, czyli spędzaliśmy razem czas i na łodzi i na lądzie. Nie zawsze mamy takie warunki. Poza prostą przyjemnością, która można czerpać z nurkowania w tym miejscu, mieliśmy także do skończenia kurs Trimix. Poszło nam doskonale. No może za wyjątkiem pierwszego dnia, gdzie ekipa chciała wyrzucić kilka stagesów i zastanawiała się czy ten kurs jest właśnie dla nich.

Jednak z dnia na dzień było lepiej, by z uśmiechem na ustach zakończyć ten etap edukacji. W nagrodę, ostatnie nurkowanie odbyło się na wraku, którego do tej pory nie mieliśmy okazji oglądać. Zwiedziliśmy Maris. Pięknie obrośnięty gorgonami wrak, bardzo dobrze zachowany z dużą liczbą „skarbów”, które wciąż można podziwiać pod woda. Pełni szczęście dopełniła dość pokaźna liczba St Peter’s Fish po polsku Piotroszy. Wyszliśmy z wody tak podekscytowani, że się zastanawiam czy nie przyjechać na Vis i nie robić wszystkich nurkowań na tym wraku.

Zawsze jest za mało czasu. Jednak, co dziwne, nie samym nurkowaniem człowiek żyje. Dlatego po wyjściu z wody chodziliśmy na sałatki z ośmiornicy, winko i pizzę w naszej ulubionej włoskiem knajpce nad wodą. A wieczorami w zależności od nastroju i stopnia zamęczenia były wieczory przy gitarach, wspominki i jak zawsze terapeutyczna dawka śmiechu. Nie zabrakło również wieczoru w Mancie, gdzie po pysznym poczęstunku Aniska wyciągnęła z lodówki swoje Tiramisu. To drugi powód, dla którego jeździmy na Vis.

Wszystkiego dopełniła wprost idealna pogoda: ciepło i spokojne morze to wszystko czego nam trzeba, żeby nurkowania były udane. Jeszcze dołączę relację foto z rajdu Gangu Hydrowieprzy”. Co przeżyli i zobaczyli opowiedzą chętnym sami. Opowieści i wrażenia Gosi – bezcenne. Jak zawsze niech żałują Ci, którzy nie zdecydowali się z nami pojechać a my zapraszamy weekendowo z nami na pobliskie akweny, a już za chwilkę do Meksyku.

Ściskam nurkowo Kasia